Pewnego
razu w historii świata wydarzyła się rzecz straszna.
Jeden z przedstawicieli rasy ludzkiej zielonej, zwanej inaczej rasą
Wodników, a zarazem mieszkaniec mitycznego kontynentu Atlantyda, dostał się w
niewolę niewielkiego państwa wschodnioeuropejskiego które podbijało (tak jak
zresztą większość innych państw) obce odległe ziemie. Kiedy u owego
przedstawiciela Wodników stwierdzono zdolności magiczne oraz jasnowidzenia
(dzisiaj powiedzielibyśmy raczej ponadnaturalne bądź paranormalne czyli prawie normalne, a tak naprawdę
we współczesnym rozumieniu jednak nie do końca normalne), został on jednym z
najbliższych doradców władcy tamtego państewka. Doradzał mu m.in. jakie taktyki
zastosować by zwyciężyć w kolejnych bitwach i ostatecznie w wojnach.
Niestety, pewnego feralnego dla naszego bohatera dnia, doszło do konfliktu między nim, a córką króla. Pod wpływem ogromnego wzburzenia czarnoksiężnik zrzucił na córkę klątwę w wyniku której nieszczęśnica nie mogła już normalnie mówić i każda próba wypowiedzenia jakiegokolwiek zdania kończyła się na wydobywaniu dźwięków które dzisiaj nazwalibyśmy jodłowaniem. Większym nieszczęśnikiem okazał się jednakże sam czarnoksiężnik który za żadną cholerę nie mógł przypomnieć sobie zaklęcia cofającego poprzednie i za karę został wtrącony do lochu, gdzie dokonał żywota. I chociaż opuścił go duchem, pozostał ciałem które zachowało się w całości w stanie więcej niż przyzwoitym. Jedynie w wyniku zgryzoty która dławiła nieszczęsnego od środka do zewnętrza, jego skóra zmieniła kolor na pergaminowy, przez co zatracił on cechy właściwe rasie zielonych. Na pocieszenie należy jednak dodać, że ostatnie dni życia nasz bohater nie spędził sam, a w towarzystwie swego wiernego kompana, Nabuchodonozora, myszy znającej język Atlantów. Sam gryzoń należał do wymarłej już rodziny myszy o genomie w o wiele większym procencie zbliżonym do ludzkiego, co umożliwia poznanie języka ludzkiego i swobodną komunikację z ludźmi.
Pętała się dusza czarnoksiężnika w zaświatach przez setki lat, z przerwami na
kolejne inkarnacje w których prześladowało nieszczęsnego poczucie krzywdy
źródła którego nie był w stanie sobie uzmysłowić. Drogi jego i Nabuchomodozora
krzyżowały się i rozchodziły, choć przyjaciele nie zdawali sobie sprawy z tego
co ich łączyło wiele, wiele lat wcześniej. I tak po wielu latach bardziej lub
mniej sensownej tułaczki między widzialnymi,a niewidzialnymi wymiarami
świata, ich drogi złączyły się tam gdzie rozeszły się w tamtych dramatycznych
okolicznościach. Dusze powróciły do ciał uwięzionych na wieki w tamtej celi.
Wyglądało to jak nagłe wybudzenie się z głębokiego snu po którym pamięta się
tylko ułamki sekund z marzeń sennych. Przynajmniej ze strony zielonego
człowieka, albowiem jego mysi towarzysz pamiętał o wiele więcej zarówno ze
swoich wcieleń, jak i swojego ludzkiego kompana.
– Nareszcie wolni? – Hałas urządzenia dźwigowego rozbierającego mury budynku w którym znajdowali się nasi bohaterowie, poderwał czarnoksiężnika na nogi nie używane przez 4 tysiące lat.
– Wygląda na to, że tak – Odparł właściwym myszom piskliwym
głosem gryzoń, co w połączeniu z powagą którą starał się usilnie zachować, dało
efekt niedaleki od komicznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz