niedziela, 30 czerwca 2013

Zdechnięty wyschnięty Posępny (odcinek 2)

– Na Wielkiego Wodnika! – Krzyknął w przypływie rozpaczy przywrócony przed momentem do życia zielony człowiek. – Cóż mi się ze skórą stało?! – Rozpaczał oglądając swe kościste dłonie.                                                                                                                                                        
– To samo co innym nieboszczykom których dusze opuściły ciała setki lat temu, lecz tamte pozostały nienaruszone – Odpowiedział Nabuchodonozor.                                                                                                    
–Nienaruszone? Co to znaczy?                                                                                                                             
–Wiesz, wprawdzie na moment przed twoim przebudzeniem zastanawiałem się jak smakuje wędzona ludzina, ale szybko skonstatowałem, że przecież nie spożywa się przyjaciół.                                                    
– Zażartowała mysz.                                                                                                                                     
– Coś ty powiedział, zdradziecki szczurze? – Czarnoksiężnik w przypływie gniewu capnął towarzysza za szyję i niewiele brakowało, by go udusił.                                                                        
 – Spokojnie, spokojnie! – Przestraszył się przedstawiciel wymarłego gatunku gryzoni. – Puszczaj! – Czarnoksiężnik wypuścił Nabuchodonozora i ten spadł na podłogę. – Po pierwsze, nie szczurze! Ile razy ci tłumaczyłem, że szczury inaczej wyglądają, ale ty nigdy nie nauczyłeś się odróżniać mnie od nich. Po drugie, sam przecież przed chwilą przyznałem, że się nie je przyjaciół.                                                                                                                                      
– Dobrze, już dobrze, przepraszam. – Zawstydził się niedawny nieboszczyk. – I pomyśleć, że gdyby nie moja porywczość, nie trafiłbym tutaj. – Westchnął i pochwycił z podłogi fragment rozbitego lustra. – Ojej! Alem zmizerniał przez ten czas! Zapadnięte policzki, oczy bez życia, i z włosów niewiele pozostało.                                                                                                               
– No bo oczy istotnie miałeś bez życia przez ostatnie 4 tysiące lat – Uzmysłowił mu Nabuchodonozor.                                                                                                                                  
– Jak to? 4 tysiące lat?! To my tyle czasu spędziliśmy tutaj?!                                                                     –  Duchem byliśmy gdzie indziej, ale ciałem rzeczywiście tu. Wędrowaliśmy po świecie w różnych wcieleniach, rodziliśmy się i umieraliśmy, przybieraliśmy różne postaci. Jesteśmy przywróconymi do życia mumiami, mój drogi.                                                                                                           
– Mumiami? Kim jest mumia? To nasze następne wcielenie? – W mentalności i kulturze Atlantów owo pojęcie nie istniało.                                                                                                                                 
– Mumia wygląda właśnie tak jak ja i ty. Po prostu zdechnięty wyschnięty Posępny.  – Owo nie do końca jasne wyjaśnienie w istocie nie zadowoliło czarnoksiężnika, lecz nie pytał dalej, tym bardziej, że właśnie wyburzona została jedna ze ścian dawnego lochu w którym znajdowali się nasi bohaterowie. Ci, niewiele myśląc, uciekli z celi.

  Okazało się, że dawna posiadłość króla była obecnie obracającym się w gruzy zapomnianym budynkiem który ze względów bezpieczeństwa postanowiono rozebrać aż po same fundamenty. Robotnicy byli nieco zaskoczeni, widząc wymykającą się z niego chudą postać, lecz nie mieli czasu na domysły kim ona jest. Dzięki temu (dawniej) zielonoskóry uniknął konfrontacji.                                                                                                                           
– Ależ ta okolica się zmieniła! – Zdumiał się nasz bohater, ochrzczony żartobliwie przed momentem jako Posępny. Rzeczywiście, domy wyglądały zupełnie inaczej niż takie które pamiętał jeden z ostatnich Atlantów,  jak również pojazdy którymi poruszali się ludzie. Ujmując rzecz jaśniej, różnica między światem który znał z jedynego wcielenia jakie pamiętam, a tym z drugiego dziesięciolecia XXI wieku musiała być, co zresztą zrozumiałe, szokująca.
    Nasi bohaterowie szli przypadkowo przed siebie przez kilka godzin aż zapadł zmierzch. Ponieważ trzeba było gdzieś spędzić noc, postanowili ulokować się w miejscu gdzie nie będzie kręciło się w tym czasie zbyt wielu ludzi, tak, aby nie zwracać na siebie większej uwagi.Trafili na tyły sklepu spożywczego gdzie znajdował się śmietnik, a jego stałymi bywalcami zostały okoliczne koty (nietrudno zgadnąć, że z powodu pojawiającej się tam przeterminowanej żywności). 
cdn. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zdechnięty wyschnięty Posępny (odcinek 1)

Pewnego razu w historii świata wydarzyła się rzecz straszna.
   Jeden z przedstawicieli rasy ludzkiej zielonej, zwanej inaczej rasą Wodników, a zarazem mieszkaniec mitycznego kontynentu Atlantyda, dostał się w niewolę niewielkiego państwa wschodnioeuropejskiego które podbijało (tak jak zresztą większość innych państw) obce odległe ziemie. Kiedy u owego przedstawiciela Wodników stwierdzono zdolności magiczne oraz jasnowidzenia (dzisiaj powiedzielibyśmy raczej ponadnaturalne bądź paranormalne czyli prawie normalne, a tak naprawdę we współczesnym rozumieniu jednak nie do końca normalne), został on jednym z najbliższych doradców władcy tamtego państewka. Doradzał mu m.in. jakie taktyki zastosować by zwyciężyć w kolejnych bitwach i ostatecznie  w wojnach.

   Niestety, pewnego feralnego dla naszego bohatera dnia, doszło do konfliktu między nim, a córką króla. Pod wpływem ogromnego wzburzenia czarnoksiężnik zrzucił na córkę klątwę w wyniku której nieszczęśnica nie mogła już normalnie mówić i każda próba wypowiedzenia jakiegokolwiek zdania kończyła się na wydobywaniu dźwięków które dzisiaj nazwalibyśmy jodłowaniem. Większym nieszczęśnikiem okazał się jednakże sam czarnoksiężnik który za żadną cholerę nie mógł przypomnieć sobie zaklęcia cofającego poprzednie i za karę został wtrącony do lochu, gdzie dokonał żywota. I chociaż opuścił go duchem, pozostał ciałem które zachowało się w całości w stanie więcej niż przyzwoitym. Jedynie w wyniku zgryzoty która dławiła nieszczęsnego od środka do zewnętrza, jego skóra zmieniła kolor na pergaminowy, przez co zatracił on cechy właściwe rasie zielonych. Na pocieszenie należy jednak dodać, że ostatnie dni życia nasz bohater nie spędził sam, a w towarzystwie swego wiernego kompana, Nabuchodonozora, myszy znającej język Atlantów. Sam gryzoń należał do wymarłej już rodziny myszy o genomie w o wiele większym procencie zbliżonym do ludzkiego, co umożliwia poznanie języka ludzkiego i swobodną komunikację z ludźmi.
    Pętała się dusza czarnoksiężnika w zaświatach przez setki lat, z przerwami na kolejne inkarnacje w których prześladowało nieszczęsnego poczucie krzywdy źródła którego nie był w stanie sobie uzmysłowić. Drogi jego i Nabuchomodozora krzyżowały się i rozchodziły, choć przyjaciele nie zdawali sobie sprawy z tego co ich łączyło wiele, wiele lat wcześniej. I tak po wielu latach bardziej lub mniej sensownej tułaczki między widzialnymi,a niewidzialnymi  wymiarami świata, ich drogi złączyły się tam gdzie rozeszły się w tamtych dramatycznych okolicznościach. Dusze powróciły do ciał uwięzionych na wieki w tamtej celi.  
   Wyglądało to jak nagłe wybudzenie się z głębokiego snu po którym pamięta się tylko ułamki sekund z marzeń sennych. Przynajmniej ze strony zielonego człowieka, albowiem jego mysi towarzysz pamiętał o wiele więcej zarówno ze swoich wcieleń, jak i swojego ludzkiego kompana.

– Nareszcie wolni? – Hałas urządzenia dźwigowego rozbierającego mury budynku  w którym znajdowali się nasi bohaterowie, poderwał czarnoksiężnika na nogi nie używane przez 4 tysiące lat.                                                                                                                                          
– Wygląda na to, że tak – Odparł właściwym myszom piskliwym głosem gryzoń, co w połączeniu z powagą którą starał się usilnie zachować, dało efekt niedaleki od komicznego.   

 cdn.              

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozmowy w szoku - Jedna baba drugiej babie wsadziłaby w... oko grabie! (część 4)

ON: Sylwia, Sylwia! Ogłaszam powstanie Frontu Wyzwolenia Kobiet Plus Sajz! Chcesz się dołączyć?
Pisarka: Bardzo chętnie bym dołączyła, kochana, ale widzisz; ja akurat noszę rozmiar standardowy, a nie plus!
ON: To co z ciebie za feministka z Bożej łaski, która nie chce wesprzeć choćby duchowo swojej siostry, co?!
Pisarka: Moja droga, my nie jesteśmy spokrewnione z tego co wiem, a poza tym…
ON:  (przerywa) Ja tak tylko metaforycznie mówiłam! Pisarka jesteś, a nie potrafisz wychwycić takiego niuansu?!
Profesor: To niech się pani określi co miała pani na myśli w przenośni…
Pisarka: Słuchaj, ty niespełniona frustratko, feminizm niejedno ma oblicze! Równie dobrze ja mogłabym założyć Front Wyzwolenia Kobiet Rozmiaru Zero, za to chociażby, jak silnej presji poddawane są na co dzień, a także obrzucane rozmaitymi niewybrednymi epitetami takimi jak aseksualny wieszaku!
ON: Nie rozumiesz, że zostałam obrażona?!
Pisarka: A ty nie rozumiesz, że  obraziłaś ją?! Zraniłaś jej uczucia.
Profesor: Moje miłe panie, po co te nerwy…
Niespodziewanie obie jednocześnie: Zamknij się pan! Wy mężczyźni! Wszędzie chcielibyście dołożyć swoje trzy grosze! Typowa samcza natura!
Głos z widowni: (ze śmiechem) Nareszcie solidarność jajników! (po tych słowach rozlega się śmiech po sali)
Profesor: Ależ drogie panie, niesprawiedliwie nas oceniacie!
Już spodziewanie obie jednocześnie: Właśnie wprost przeciwnie, bo to przez takich jak pan, my musimy walczyć o swoje prawa!
Prezenterka: Dziewczyny, może już zakończycie tę kłótnię, co? Kończy się czas nagrywania programu, przypominam!
(Obie panie zapominają o niedawnej solidarności jajników i równie kategorycznie dają do zrozumienia Ewelinie, że również nie powinna się mieszać w ich konflikt który toczą między sobą. Wracają do stawiania sobie zarzutów; wreszcie zapominają o swoim pokojowym podejściu do ludzi które deklarowały na początku programu i dochodzi do rękoczynów. Po chwili wkraczają ochroniarze i pakują rozeźlone kobiety w kaftany bezpieczeństwa. Prezenterce wypada mikrofon z ręki. Zauważa to dowcipny widz z widowni i postanawia, zamiast Eweliny, spuentować program znaną przyśpiewką weselną: 

Jedna baba drugiej babie wsadziła do d… (w miejsce kropek cenzura) grabie                                            
A chachary żyją i gorzałę piją, z góry spoglądają, wszystkich w d.. (jak powyżej) mają!

(Kurtyna)

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozmowy w szoku - Jedna baba drugiej babie wsadziłaby w... oko grabie! (część 3)

(Obie panie kłócą się tak jeszcze przez chwilę, aż włącza się krajowy autorytet z dziedziny seksuologii, profesor Zdzisław Lech Staromiejski)
Profesor: (z politowaniem do otyłej niewiasty) Droga pani, ujmę to w ten sposób… Wprawdzie zakres moich kompetencji z dziedziny psychologii jest nieco mniejszy, lecz wydaje mi się, iż cierpi pani na klasyczny kompleks niższości połączony z klasyczną frustracją na tle seksualnym, co usiłuje pani w sposób tyleż rozpaczliwy co nieudolny zamaskować głośnym i agresywnym zachowaniem w stosunku do szczupłej koleżanki która z kolei swym zachowaniem zdaje się więcej niż sugerować akurat spełnienie w tej sferze życia…
Prezenterka: Co radziłby pan profesor naszej bohaterce?
Profesor: Cóż, parafrazując znaną mądrość ludową, czy też raczej znane przysłowie, grubych nie rodzą, sami się sieją, zatem musi pani przemyśleć swój prawdziwy stosunek do własnego ciała, a następnie przedsięwziąć odpowiednie kroki w celu poprawy jakości swego życia…
ON: Panie, ma pan coś do mnie? Ja się doskonale czuję w swojej skórze i ja wypraszam sobie dalsze aluzje do wyglądu mojego ciała! Podobno pan jest autorytetem, tak?
Profesor: Po pierwsze, nic do pani nie mam; po drugie, szanowna pani, nie wiem co pani tak naprawdę siedzi w głowie; mniemam jedynie, iż pani napastliwy ton zdaje się przeczyć pani zapewnieniom o samoakceptacji, gdyż osoby prawdziwie pewne siebie nie usiłują przekonywać o tym wszem i wobec.
ON: (oburzona) Jak to! Jak to! Ona mnie atakuje, a ja mam nie reagować?!
ChN: (zdumiona) Ja cię zaatakowałam, grubasko?! Ja?! Z której strony! Chyba z d.. strony! (śmiech)
ON: No, chociażby teraz! Poprzez nazywanie mnie per grubaską!
ChN: Jakie zaatakowałam, dziewczyno?! Ty chyba nie odróżniasz ataku od zwyczajnego, spokojnego stwierdzenia faktu, że jesteś gruba!
ON: No, ludzie, trzymajcie mnie!
(Do otyłej niewiasty podbiega dwóch ochroniarzy by ją przytrzymać)
ON: Panie, co pan, jeden z drugim?! Ja tak tylko w przenośni mówiłam!
Profesor: To po pierwsze, niech się pani określi co miała pani na myśli w przenośni, po drugie, pani zachowuje się w tym momencie jak mała skrzywdzona dziewczynka która wraca do domu z płaczem, że koleżanka ją obraziła, a pani jest osobą, jak podejrzewam, od dawna pełnoletnią!
Prezenterka: Może na tym zakończymy ten wątek. Zapraszam cię na miejsce.
ON: Sylwia, Sylwia! Ogłaszam powstanie Frontu Wyzwolenia Kobiet Plus Sajz! Chcesz się dołączyć?
cdn.

sobota, 15 czerwca 2013

"Rozmowy w szoku: Jedna baba drugiej babie wsadziłaby w... oko grabie!" (część 2)

P: Jednym z celów twojej wizyty w moim programie było zebranie obiegowych opinii o kobietach przez pryzmat ich tuszy.
S: Tak, to prawda. Na widowni prawie same panie, jak widzę… Bardzo dobrze… (krzywy uśmiech) No to do dzieła. Moje pierwsze pytanie kieruję do chudych dziewczyn: jaka opinia na wasz temat najbardziej was boli?
(Prezenterka podchodzi do wyrywającej się dziewczyny z czwartego rzędu)
Chuda dziewczyna: Najbardziej boli mnie kiedy słyszę, że podbieram wszystkich zainteresowanych chłopaków grubym dziewczynom i że w ogóle jestem atrakcyjniejsza . Oczywiście słyszę to z ich strony. Tyle razy im odpowiadałam, że jak by chciały to też mogłyby być na moim miejscu, wystarczy wziąć się za siebie, a one tylko, że moja wina i że jestem taka sama jak ci powierzchownie myślący faceci. Ale co ja na to poradzę, że skoro jestem ładna i pewna siebie i zadowolona z siebie, to ludzie garną się do mnie? Widocznie jestem bardziej seksowna i pociągająca! No, to, że one mają kompleksy i wstydzą się swojego ciała no to nie moja wina! Zaniedbały się i tyle!(rozgorączkowana)
(Szum na sali. Prezenterka podchodzi do dziewczyny o dużo większych gabarytach, ubranej w obcisłe legginsy i równie obcisłą tunikę z dużym dekoltem. Ta jest tak poruszona słowami poprzedniczki, że postanawia podejść do niej i twarzą w twarz powiedzieć co niej myśli. Stają naprzeciw siebie na środku sali.)
Otyła niewiasta: (rozjuszona) No i co, no i co, ty wysuszony aseksualny wieszaku na ubrania?! To właśnie przez takich jak wy, osoby takie jak my, a w szczególności kobiety, boimy się pokazywać publicznie! Wyobraź też sobie, że my również prowadzimy życie seksualne! Ja na ten przykład kocham się siedem razy w tygodniu, od poniedziałku do niedzieli, no, niedzieli to może nie bo to w końcu dzień święty (rumieniec lekkiego zawstydzenia na twarzy), ale… oo! No i na to co powiesz?
Chuda niewiasta: (z politowaniem) No co ty nie powiesz? To wyobraź sobie, że ja również kocham się od poniedziałku do niedzieli, i to więcej raz jak raz dziennie, podczas gdy ty zapewne wysiadasz już przy grze wstępnej!
ON: (oburzona) Taak, a chciałabyś się przekonać, że jest inaczej?
ChN: (z rumieńcem zawstydzenia które usiłuje przykryć aroganckim tonem) Mam to traktować jako propozycję, tak? Nie, dziękuję, wolę facetów.
(Obie panie kłócą się tak jeszcze przez chwilę, aż włącza się krajowy autorytet z dziedziny seksuologii, profesor Zdzisław Lech Staromiejski)
cdn.

piątek, 14 czerwca 2013

Rozmowy w szoku - Jedna baba drugiej babie wsadziłaby w… oko grabie! (część 1)

P: W naszym dzisiejszym odcinku gościć będziemy znaną działaczkę i publicystkę feministyczną, autorkę takich publikacji jak „Jedna Baba Drugiej Babie” czy „Rozkminy Waginy” poświęconych braku solidarności między przedstawicielkami płci pięknej oraz stereotypom płciowym utrudniającym ową solidarność, Sylwię Dymarkę.
(Do studia wchodzi smukła postać kobieca o lekko alternatywnym wyglądzie, to jest o włosach wygolonych z prawej strony twarzy, kolczykiem w nosie i pięć w każdym uchu, i ubrana od stóp do głów na czarno. Ma nieco agresywny wyraz twarzy, w kontraście z łagodnym tembrem głosu który ujawnia rozpocząwszy rozmowę.)
P: Witam cię, Sylwio. Swoją ostatnią powieścią pod tytułem Atak Krwiożerczych Łysych Krasnoludków we wręcz wywrotowy  sposób dokonałaś przełamania stereotypu początków macierzyństwa jako jednej wielkiej niekończącej się idylli i szczęśliwości. Wydanie jej poprzedziło wielki rozgłos, ale i z ostrą krytykę ze strony internautów.
S: Tak, to prawda. Ludziom, a zwłaszcza – nad czym w gruncie rzeczy ogromnie ubolewam – kobietom, wychowanym w tradycyjnym podziale ról, nie mieściło się w głowie jak mogę uczynić głównymi bohaterami powieści  trojaczki , niedawno urodzone przez Alinę, kobietę przez całe swoje życie cichą, stłamszoną i nie mającą własnego zdania. Główni bohaterowie, to  trójka małych demonów, które wrzeszczą na podobieństwo wokalistów deathmetalowych kiedy są głodne, wysysają wraz z mlekiem matki niczym pijawki jej siły życiowe, dosłownie i w przenośni, zamieniając życie matki w piekło co w końcu wymusza na niej odnalezienie w sobie pokładów nieznanych wcześniej sił i zmienia ją w superbohaterkę Super Wściekłą Mamę która rozprawia się z bezdusznym szefem i wiecznie strofującą ją teściową. Widać niektórzy nie rozumieją znaczenia takich słów jak metafora, symbol, alegoria, a właściwie niektóre – tak, tak, dziewczyny, to do was jest skierowane! Ale trudno się dziwić jeśli z wyników badań socjologicznych przeprowadzonych w mojej nieukończonej pracy doktorskiej, wynika, iż  60 procent polskich kobiet po ukończeniu szkoły średniej  prawie w ogóle nie czyta beletrystyki i nie przejawia zainteresowania polityką! Dziewczyny, zróbcie coś z tym, na miłość boską! Mówię to dla waszego dobra!
P: Jednym z celów twojej wizyty w moim programie było zebranie obiegowych opinii o kobietach przez pryzmat ich tuszy.
S: Tak, to prawda. Na widowni prawie same panie, jak widzę… Bardzo dobrze… (krzywy uśmiech) No to do dzieła. Moje pierwsze pytanie kieruję do chudych dziewczyn: jaka opinia na wasz temat najbardziej was boli?
cdn.

niedziela, 2 czerwca 2013

Bartosz Arabski - Rewolucja (suplement)

Bartosz Arabski - Rewolucja (pierwszy odcinek serii!)

Rozmowy w szoku - Figo-fago, czegoś smutne? (część 3)

(Grupa współtowarzyszek demonstruje przed kamerami transparenty na których widnieją napisy „Rozmowy w szoku - Dozwolone od lat 18-tu”,  Stop demoralizacji młodzieży w telewizji” i inne. Prezenterka naturalnie jest zaskoczona ich niespodziewanym wtargnięciem do studia, ale zachowuje spokój. Poeta Bartosz [Arabski] sam przechodzi na widownię. )
P: (spokojnie) Proszę siadać. My wszyscy tutaj jesteśmy sobie na „Ty”. Mów mi po prostu „Ewelino”. Kawki czy herbatki?
K: No nie, ty mnie tu nie będziesz, to znaczy nie będzie mnie tu pani mydlić oczu kawką czy herbatką! (po chwili jednak) Macie może cappuccino czekoladowe?
P: (z uprzejmym uśmiechem) Naturalnie, że mamy. (obsługa techniczna po chwili przynosi na tacy filiżankę z napojem)
K: (powoli się rozbraja i trochę jej głupio, że tak napastliwie rozpoczęła rozmowę z Eweliną Drzazgą) Dobre cappuccinko, dobre…
P: Skoro już przeszłyśmy na „ty”, to jak masz na imię?
K: (z dużym rumieńcem zawstydzenia na twarzy) Aaa, właśnie, sorry, nie przedstawiłam się… przepraszam najmocniej… Iwona jestem.
P: A właśnie, gdzie są twoje koleżanki? (rozgląda się po sali, okazuje się po chwili, że towarzyszki Iwony „ulotniły się” nie wiedzieć kiedy ze studia, i nie wiedzieć z jakiego powodu)
Iwona: (zawstydzona jeszcze bardziej) No właśnie… Kamila! Kaśka! Gdzie wyście się podziały?! No, niech to szlag jasny trafi! (jękliwie) No i nici z demonstracji, no nici! (do siebie) Zresztą nieważne…
P: To może poruszymy temat z powodu którego przyszłaś tutaj do programu. No więc twierdzisz, że my promujemy rozwiązłość seksualną?
I: No tak… nie, czekaj…(zmieszana) to znaczy nawet nie tyle rozwiązłość seksualną, co to, że ciągle o tym mówicie… seks to, seks tamto…
P: (przerywa zdziwiona) No, ale to chyba nic złego w tym, że dzieci o których wspomniałaś, dowiedzą się skąd się wzięły na świecie?
I: No nie, ale nie wyobrażam sobie, że dowiaduję się, że mnie ojciec z matką na smutno spłodzili, albo, że…
P: Co, co takiego?
I: Nie, nie powiem bo się wstydzę takie bezeceństwa wymieniać i przytaczać… nie, no, tfu! (symuluje splunięcie na podłogę)
P: Nie na trzeźwo na przykład, tak?
I: Jak powiedziałam, że nie powiem, to nie powiem! Wy dziennikarze to wszyscy jesteście tacy sami w tym waszym namolnym dopytywaniu się o coś o czym ludzie nie chcą mówić z różnych względów! (ponownie zirytowana)
P: No dobrze, przepraszam… (autentycznie zmieszana)
I: No i zapraszacie tutaj takiego fleję do studia i karzecie mu opowiadać o życiu intymnym! Jak taki ktoś jak on może w ogóle się z seksem kojarzyć?!
P: (łagodnie) Ten tytuł odcinka to był tylko tak na zachętę…
I: No, dobra mi zachęta! Może następnym razem na golasa wszyscy wystąpcie, co?! Pobijecie rekordy oglądalności, macie to jak w pysk strzelił! Żenada! (wychodzi demonstracyjnie ze studia)
(Kurtyna)